Bat po indiańsku

Bat po indiańsku  ***

Nie znam wielu kolegów po kiju, którzy lubią łowić w krzaczorach. Przeraża ich wizja ciągłych zaczepów i ich skutków, gdy urwany (lub wyrwany) zestaw tworzy gigantyczne „gniazdo” żyłki. Poza tym warstwa litoralu kojarzona jest z miejscem bytowania małych ryb i dlatego zdecydowana większość wędkarzy woli szukać swojego szczęścia w strefie otwartej wody. A moim zdaniem właśnie strefa brzegowa, gdzie woda często jest nie głębsza niż metr, stanowi bardzo ciekawe łowisko naprawdę dużych ryb.

To tutaj ryby w czasie wakacyjnej kanikuły znajdują upragniony spokój, bezpieczeństwo i... wytchnienie od upałów. Szczególnie atrakcyjne są miejsca ocienione choć częściowo przez wysokie drzewa. Opanowany i dobrze przygotowany wędkarz na pewno przeżyje ciekawą przygodę. Zaczepy? Przecież wędkarstwo uczy cierpliwości, a i handlowcy na naszych stratach niech zarobią parę groszy. I jeszcze jedno. Jak ryba się odhaczy lub ukręci haczyk, stanie się ciekawym tematem wspomnień dotyczących dramaturgii holu i wielkości ryby, która w każdej następnej opowieści może gwałtownie… rosnąć.

Znalezienie ustronnego, mało uczęszczanego pomostu lub miejsca brzegowego zawsze wyzwala we mnie dziecinne instynkty małego Indianina. Miejscóweczka powinna być stabilna, broń Boże grząska! W zasięgu maksimum 10 m powinno znajdować się „oczko” wśród roślinności, wcięcie w trzcinach lub grążelowa „łezka”. Głębokość łowiska praktycznie nie ma znaczenia. Mnie najlepiej się łowi (czytaj: najlepsze efekty) pomiędzy 1 a 2 m, choć łowiłem też piękne ryby na mało przejrzystej, 50-centymetrowej wodzie! Kiedy już mamy swoje zacisze, warto je troszkę „podretuszować”, tak żeby wspomniane „oczko” miało chociaż metr średnicy zarówno na wodzie, jak i pod nią. Robimy to bardzo ostrożnie, bez ingerowania zbytnio w środowisko naturalne. Skróci to nam okres przynęcania ryb.


Najważniejsza żyłka

Uwielbiam w takich miejscach łowić na 5 m, mocniejszy „bacik”, z zestawem krótszym od wędki o pół metra. Moja „Vega” Kongera spisuje się od 2 lat bez zarzutu. Nie bójcie się. Taka niby-witeczka bez problemu wyholuje nawet 2-kilogramowego lina. Zdecydowanie odradzam wędkę z kołowrotkiem. Zacięta ryba walczy ostro na bardzo niewielkim obszarze, więc kołowrotek jest zbyteczny, a żyłka biegnąca przez przelotki stwarza dodatkową zachętę dla czepliwych trzcin. Uważam, że najważniejszym elementem zestawu jest żyłka. Tu nie ma na czym oszczędzać! Dla mnie faworytem numer 1 jest żyłka G-line Super Gamakatsu. Droga, ale warta swojej ceny. Na zestawy używam średnicę 0,18 mm. Przygotowuję trzy identyczne zestawy na drabinkach. Zmieniam je, gdy żyłka szpetnie się poplącze lub zaobserwuję jakiekolwiek jej zmęczenie. Nie warto ryzykować! Przelotowy spławik o wyporności do 1,5 g dociążam trzema mało zaczepowymi stillami. Hak to najczęściej mocna, ciemna „ósemka” o średniej długości trzonka.

Wędkarz kieszonkowy

Na łowisko zabieram minimum sprzętu. Wędka, podbierak, krzesełko. Resztę dodatkowego wyposażenia noszę w kamizelce wędkarskiej. W kieszeniach mam trzy wspomniane, gotowe zestawy, wielofunkcyjny scyzoryk, szmatkę do rąk, drugą do okularów, puszkę kukurydzy lub grubych, czerwonych robaków. W torebce strunowej trochę słodkiego atraktora (np. cynamon, miód, wanilia) do przesypania przynęty lub płynny dip do jej zanurzania, wypychacz do haków, obcinarkę, paczkę chusteczek jednorazowych oraz obowiązkowo aerozol przeciw kleszczom i komarom. Ponieważ z zasady nie zabieram ryb, nie noszę siatki na ryby. I to całe moje wyposażenie.

Kiedy zaciąć?

Maskowanie, nęcenie i hol. Łowimy blisko i na płytkiej wodzie, więc rozumie się samo przez się, że musimy zrobić wszystko, aby być jak najmniej widocznymi dla ryb. Truizmem jest też wspomnienie o indiańskim zachowaniu na pomoście czy brzegu. Nęcę bardzo oszczędnie tym, co mam na haczyku. Po zakończeniu łowienia resztę przynęty wyrzucam w miejscówkę. Kiedy w końcu doczekamy się brania, nie radzę spieszyć się z zacięciem. Nie mam skutecznej recepty, kiedy zaciąć. To sprawa indywidualnego wyczucia. Oby w odpowiednim momencie. I właśnie ten moment nastąpił. Mamy na haku „grubą” rybę. Takiego uderzenia adrenaliny na pewno się nie spodziewacie. Agresywny hol dużej ryby na płytkiej wodzie! Niesamowite uczucie. Trzeba naprawdę czasami sporo się namęczyć, żeby doprowadzić ją do podbieraka i cieszyć oczy jej widokiem. A czasami pozostanie nam w pamięci tylko gorycz porażki, której różne aspekty rozpatrywać będziemy w jesienno-zimowe wieczory w gronie kolegów.


__________________________________________________
*** Artykuł zaczerpnięty z czasopisma "Wiadomości Wędkarskie"

 

 

 


jak oceniasz kończący się sezon?
Bardzo dobry 7,14%
Dobry 57,14%
Średni 28,57%
Słaby 0%
Wyjątkowo słaby 7,14%
14 głosów łącznie


 
.darmowy hosting obrazków.
 
darmowy hosting obrazków
 
darmowy hosting obrazków
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 842 odwiedzającytutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja